Wspomnienia i życzenia Bolesławy Reteckiej
Trwamy w naszym roku jubileuszowym. W związku z tym poprosiliśmy 20 osób, które w ciągu 20 lat były związane z mbU, o ich wspomnienia i życzenia.
Tym razem swoimi wspomnieniami podzieliła się z nami Bolesława Retecka – wieloletnia członkini Zarządu mbU, a teraz wciąż członkini Stowarzyszenia.
Nie jest łatwo w kilku zdaniach opisać prawie piętnaście lat życia. Do Stowarzyszenia trafiłam po przejściu na emeryturę. Od koleżanki dostałam ulotkę i prawie natychmiast wybrałam się do biura mbU. Zostałam wolontariuszką, a moją pierwszą podopieczną była Janeczka. Muszę przyznać, że działalność Stowarzyszenia wciągnęła mnie mocno. Zainteresowałam się ideą Armanda Marquiseta – twórcy mbU. Zaczęłam uczestniczyć w pracach Zarządu. Organizowałam dla podopiecznych spotkania z ciekawymi ludźmi, wykłady, spotkania ze sztuką. Brałam udział w kilku międzymiastowych wyjazdach wakacyjnych, podczas których podopieczni z różnych lokalizacji mieli okazję spotkać się, poznać, a nawet zaprzyjaźnić. To były wspaniałe chwile. Wystarczyło spojrzeć na te twarze promieniujące radością. Te wspólne rozmowy, śpiewy, przechadzki – wspominam do tej pory. Podziwiałam młodych wolontariuszy tak bardzo zaangażowanych w zapewnienie seniorom fantastycznego czasu.
Pisząc to, przywołuję w pamięci naszych podopiecznych. Jest ich wielu. Dużo wspaniałych osobowości. Każdemu trzeba by było poświęcić osobny wpis. Nie ukrywam jednak, że były też trudy w tej pracy.
Moja ostatnia podopieczna to pani Halinka, pochodząca z Wilna. Cudowna osoba. Świętowaliśmy wspólnie jej 102 urodziny. Zawsze uprzedzałam ją o swej wizycie telefonicznie. Lubiła być przygotowana. Siadałyśmy wtedy w fotelach przy małym, ładnie nakrytym stoliku i gawędziłyśmy. W tamtym czasie pani Halinka już nie wychodziła domu. Dlatego chętnie wysłuchiwała opowieści o moich podróżach, rodzinie. Sama również dzieliła się historią swego ciekawego życia. Po jakimś czasie coraz trudniej było ją zmobilizować do tego, żeby wstała. Ale od czasu do czasu się udawało – szykowałam w kuchni herbatę i próbowałam ją ożywić rozmową. Największą radością dla mnie było widzieć, jak jej twarz się rozpromienia, jak zaczyna snuć plany. Marzyła, żeby odwiedzić mnie w nowym mieszkaniu… Niestety doświadczyła upadku. Ze szpitala trafiła do domu opieki daleko od Poznania. Bez samochodu było trudno tam dojechać. Tylko dzięki życzliwej pomocy udało się ją jeszcze kilka razy odwiedzić.
Może trochę smutnym akcentem kończę swoje wspominki, ale takie jest życie.
Stowarzyszeniu życzę dotarcia do jak największej liczby osób, które potrzebują kontaktu i wsparcia innych w przełamywaniu samotności.
Motto Armanda Marquiseta "Kwiaty przed chlebem" niech dalej będzie naszą dewizą. Wolontariuszom i pracownikom życzę pasji w wykonywaniu tej nie lekkiej, ale fascynującej działalności.